Nadzieja


09 kwietnia 2019, 13:15

Niby jest już lepiej. Wiadro złych emocji już się że mnie prawie wylało. Teraz jest smutek, dużo smutku, dużo smutku, bo muszę czekać, jest też nieustanna miłość i tęsknota .... Ale czy odwzajemnione?

Bo w bajkach jest tak, że miłość wszystko zwycięży, a tu bajki nie ma, trzeba czekać niewiadomo na co. Niby mam sobie nie robić nadziei i nic nie mam obiecane, ale nie wiem jak to zrobić. Łudzę się?
Mam nadzieję, dużo nadziei, bo ta nadzieja powoduje, że jeszcze żyje. Codziennie myślę o śmierci, o tym by zakończyć życie...ale ta nadzieja jeszcze mnie przy nim utrzymuje.
Boje się, że jak już nie będzie nadziei, to mnie już też nie będzie. Nie chcę być, nie chce istnieć bez niego, mimo tego że sie tego boje. Nie potrafię.
Chciałam ostatnio skoczyć do rzeki, chciałam, szłam w jej kierunku, ale skręciłam do kościoła, przepłakałam całą drogę krzyżową. Nie potrafię bez niego sobie poradzić. Nie chcę żyć bez niego. Jestem sama, samotna. Nikt nie potrafi mi pomóc.

Rozmawiamy....to dla mnie dużo.... rozmowy bywają ciężkie, ale to dobrze. Trzeba rozmawiać. Nie wolno się bać. Rozmowy mnie uspakajają. Tylko go mam co jego głos.

Wczoraj spałam z jego ręcznikiem. Spałam wtulona w jego zapach. Ta strasznie chciałabym żeby mnie przytulił, żeby ukoił mój ból. Tak strasznie chciałabym żeby był mój.

Kocham, myślę, tęsknię.