Archiwum 04 kwietnia 2019


Strach
04 kwietnia 2019, 18:20

Wymiotuję, mam biegunkę dostaje ataków paniki, duszności, dostaje dreszczy … nie chce żyć….

Druga
04 kwietnia 2019, 17:30

Całe życie byłam w czymś druga, zawsze znalazł się ktoś lepszy ode mnie. W szkole, w sporcie. Doszło do tego, że rzuciłam sport zamiast walczyć, bo po co? Żeby przegrać? Po raz kolejny? Zawsze odpuszczałam, nie wiem co znaczy wygrywać…. Zawsze bałam się być druga. Więc zwyczajnie odpuszczałam.

Teraz też się czuje druga tyle, że walczę, ale nie wiem czy nawet mam szanse wygrać.

Od zawsze były góry, nawet zaakceptowałam to, że z nimi nie wygram, że one zawsze będą przede mną. I gdybym postawiła wybór…ja albo góry, przegrałabym bez zastanowienia i zająknięcia.  Więc nigdy nie szantażowałam nigdy nie kazałam wybierać.  Zaakceptowałam  i wydawało mi się, że wspieram i dopinguje. Za mało?

Zawsze byłam druga…za znajomymi, za koleżankami, za imprezami, za memami, za fejsbukiem, za rodziną, za wszystkim. Przynajmniej tak się czułam. Czułam się druga, mniej ważna ….bo przecież zawsze byłam i zawsze jestem i zawsze mogę poczekać. Czułam się niejednokrotnie jak gówno, które ma akceptować wybory bez dyskusji, bez zająknięcia, teoretycznie mając własne zdanie, praktycznie nie miało ono zastanowienia i zastosowania. Po prostu nie było dyskusji, a jedynie oświadczenie, że jest tak a nie inaczej.

Teraz…. A teraz nadal jestem druga, a może trzecia tylko, że za dzieckiem, z którym nie wygram, bo ono już na starcie  wygrywa z górami. Nie wiem czy za dzieckiem i za nią. Czy za nim samym.

Tak bym chciała, żeby on walczył o mnie, tak strasznie chciałabym żeby on mnie postawił w miejsce czegoś ważnego.  Żebym była dla niego ważna (na równi z dzieckiem?).  Żeby nie kazał mi na siebie czekać, żeby zacząć wszystko budować na nowo, żeby nie tracić czasu. Tak bym zwyczajnie chciała.

Tęsknię za nim w każdej sekundzie mego życia. Każda chwila bez niego jest chwilą straconą, zawsze była. Moje serce kocha, krwawi i cierpi z tęsknoty. Nie potrafię żyć bez niego.

Rocznice
04 kwietnia 2019, 12:07

Zawsze chciałam obchodzić jakieś rocznicę, ale czy to źle? Nigdy nie miałam takiego dnia. Naszego dnia.

Zaczęliśmy być ze sobą i spotykać w nieokreślonym czasie. Poznaliśmy się na studiach, imprezy, uczelnia, potem akademik. Wszystko działo się w nieokreślonym czasie. Tak po prostu.
Daty pierwszej randki też nie mieliśmy. Bo nawet gdybym ja o niej pamiętała, on nie zwróciłby uwagi. Randka? Czasem się zdarzały, ale rzadko, bo zawsze był ktoś obok inny...rodzina, znajomi. Jeśli już były to najczęściej szybkie przy okazji czegoś innego. Ale żeby specjalnie? Żeby się wystroić i być tylko dla siebie? Można policzyć na palcach jednej ręki. Wiem smutne to. Próbowałam o tym rozmawiać, ale jak zwykle nieskutecznie, bo przecież wyolbrzymiam.
Jak już nie miałam tej naszej daty, tej tylko naszej to błagałam o walentynki, dzień kobiet i wszystkie inne święta. Zawsze słyszałam że to pogańskie święta, amerykańskie, że to wszystko pod publiczkę, że naoglądałam się telewizji, że jestem podatna na takie badziewie, i że tak naprawdę tego nie chce. Może i jestem, ale chciałam, pragnęłam mieć nasz dzień, naszą rocznicę. Coś szczególnego do nas obojga i tylko dla nas. Pragnęłam być tylko z nim i tylko dla niego tego dnia w 100%. Chciałam się wystroić, chciałam być dla niego seksowna. Chciałam by tego dnia patrzył tylko na mnie. Chciałam by mnie pożądał. Chciałam go uszczęśliwić, chciałam być po prostu tylko dla niego.
Chciałam celebrować walentynki, bo nie miałam daty pierwszej randki, bo nie miałam daty początku związku, bo nie miałam żadnej daty.

 

 

Strefą materialną były prezenty. Ja dawałam, nie oczekując nic w zamian, bo niby one nie są najważniejsze. To, że nie oczekiwałam nie znaczy, że nie chciałam. Chciałam bardzo. Chciałam, bo chciałam żeby to one były w zamian tą celebracją tych naszych pseudo rocznic. Chciałam, bo chciałam żeby były dane od serca, a nie z przymusu.  Chciałam, bo chciałam mieć cząstkę jego. Od niego. Chciałam i czasem dostawałam, a czasem nie, ale nie mówiłam nic. Nie naciskałam. Nie wiem z czego zbudowane jest serce, ale ono nadal czeka na obiecane prezenty, gdy głowa wmawia sobie, że już nie ma prawa. Głupie to.

Czy jeden dzień w roku to tak dużo na poświęcenie 100% uwagi dla siebie nawzajem?

Odpuszczałam, bo kochałam i kocham nadal, bo nie potrafię zmusić kogoś do czegoś, do czego nie chce. Nie potrafię postawić siebie na pierwszym miejscu, żeby unieszczęśliwić moimi nakazami drugą osobę.

O dobrych momentach nie zapominam, mam je w sercu, zdarzały się też dość często, ale chciałam mieć coś tylko naszego, coś więcej. Jak zwykle za dużo chciałam.

Jestem żałosna.